Quebec francuska prowincja Kanady

2018-06-22

Kate The Traveller

Kanada wydawała mi się bajeczną krainą na końcu świata od najwcześniejszych lat.

Słuchając opowiadań Ani z Zielonego Wzgórza kanadyjskiej autorki Lucy Maud Montgomery za dziecka systematycznie przenosiłam się wyobraźnią na zieloną wyspę Księcia Edwarda zauroczona spokojem i przyrodą opisywanych miejsc. Kilka lat później oglądnęłam po raz pierwszy popularny film w okresie świątecznym w Polsce Wichry Namiętności. Od tego momentu krajobraz kanadyjskiego stepu utkwił gdzieś głęboko w mojej pamięci sprawiając, że już jako nastolatka podjęłam decyzję, że kiedyś byłoby cudownie spędzić resztę życia w drewnianej chatce gdzieś w sercu kanadyjskiego lasu.

Takie marzenia dziecka. Tymczasem wyjechałam do Francji i mieszkając tam, natrafiałam często na przedstawicieli francuskojęzycznej prowincji Québec. Pamiętam moje zdumienie, kiedy na sympatyczne zapytania o Kanadzie, o której wtedy jeszcze turystycznie nie wiedziałam prawie nic, Quebejczycy systematycznie obruszali się niemiło tłumacząc, że oni nie czują się Kanadyjczykami, ale z chęcią mogą mi opowiedzieć o ich rodzimych stronach. Był to zawsze bardzo delikatny teren w rozmowach. Trzeba było zachowywać specyficzną etykietę unikania powiązań z Kanadą…

Québec to jedna z dziesięciu prowincji Kanady, która wraz z trzema terytoriami tworzy zespół trzynastu jednostek administracyjnych kraju. Leży ona na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej granicząc z zatoką Hudson na północy, półwyspem Labrador i Nową Funlandią na wschodzie i rzeką San Lorenzo na południu. Są to zimne tereny. Lato daje się we znaki tylko w niektórych południowych częściach Québecu, bardziej na północy trwając zaledwie miesiąc z temperaturami w dzień dochodzącymi maksymalnie do 15 stopni.

Podczas mojej pierwszej wizyty w Kanadzie zafascynowana moimi paryskimi znajomościami stamtąd udałam się właśnie do Québec.

Zaproszona przez moją przyjaciółkę, która obiecała mi pokazać swoje rodzinne miasto Montreal spędziłam tam niecały miesiąc. Montreal jest specyficzną mieszanką wielkiego amerykańskiego miasta ze starszymi elementami europejskiej architektury pierwszych osadników. Latem, ze względu na bliskość rzeki San Lorenzo jest tu upalnie i wilgotno, w zimie temperatura spada czasem do minus 30, a śniegu jest tu tyle że łopata do odśnieżania staje się standardowym wyposażeniem każdego domostwa i samochodu. W miesiącach wakacyjnych życie toczy się na tarasach i w parkach, organizuje się wiele imprez okolicznościowych (zawody Formuły 1) i festiwali. W zimie natomiast, życie miasta schodzi do podziemi, do specjalnie wybudowanego systemu korytarzy podziemnych w celu ograniczenia wychodzenia na zimno do minimum. Punkt widokowy Mont-Royal jest wspaniałym miejscem kontemplacji miasta. Dzielnice rezydencyjne w tyle wieżowców nowoczesnej części Montrealu wraz z olbrzymią rzeką San Lorenzo na horyzoncie i niekończąca się zieleń rozpościerająca się wokół, kuszą dalszą wędrówką na północ regionu. To nieopodal tego miejsca spróbowałam narodowe danie Quebeku –‘’Poutine’’ czyli frytek z serem i sosem mięsnym na ciepło.

Quebéc jest ciekawym zjawiskiem kulturowym i społecznym.

Jako jedyny i ostatni bastion francuskojęzyczny w Ameryce Północnej szczyci się powinowactwem z językiem i kultura ich przodków przybyłych z Europy – Francji na początku 17 tego wieku. Dużo Francuzów wyjeżdża wciąż na stałe do Quebeku. Porozumienia polityczne pomiędzy dwoma państwami umożliwiają łatwe podróżowanie, zakładanie przedsiębiorstw jak i zmianę miejsca zamieszkania na stałe. Francuzi są oczarowani swoimi współbraćmi zza morza. Czasem trudne i oziębłe więzi społeczne we Francji kontrastują wyraźnie z luźnym i niekonwencjonalnym stylem życia w Québec. Według moich francuskich przyjaciół tam właśnie nie tylko nawiązuje się szybciej przyjaźnie, ale i dziewczyny podrywa się łatwiej niż w Europie – twierdzą oni, że w Montrealu to kobieta pierwsza podchodzi do mężczyzny a nie na odwrót jak to się przyjęło w Europie. Pamiętam jak moja kanadyjska przyjaciółka z Paryża systematycznie stawiała drinka w paryskich barach europejskim przystojniakom, nie rzadko spotykając się z przestraszoną reakcją zacofanych samców starego kontynentu. Często sfrustrowana po takim obejściu się z nią nie zmieniała jednak taktyki, dumna z bycia wyzwoloną kobietą Zachodu na stałe związała się z Kanadyjczykiem poznając go na domówce w swoim rodzimym mieście, pierwsza zagadując do niego i pierwsza proponując mu spotkanie. Emigracja pomiędzy Francją i Québec odbywa się w dwóch kierunkach. Dzieci z tak zwanych dobrych rodzin w Québec wyjeżdżają do Francji na jakiś czas; na studia, wymiany uniwersyteckie i w celach turystycznych – a najczęściej jedno i drugie. Jest to dla nich sentymentalna podróż do ,,źródeł’’. Witani są wtedy bardzo serdecznie, choć nie szczędzi się im kąśliwych uwag związanych z różnicami lingwistycznymi dwóch wersji języka francuskiego, który na przestrzeni wieków ewoluował po swojemu w dwóch odmiennych sobie kierunkach. Nigdy nie zapomnę pogardliwo-pobłażliwej reakcji Francuza, kiedy wspólna znajoma z Québec zamiast francuskiego dentifrice – pasta do zębów użyła pâte à dents zwrotu używanego w Quebec na pastę do zębów – odpowiednika angielskiego toothpaste. Mieszkając we Francji od wielu lat i operując językiem francuskim w stopniu płynnym, wtedy myślałam, że to totalna przesada przyczepiania się Francuzów do takich drobiazgów. Wyjeżdżając tam kilka lat później zdałam sobie sprawę, że problem nie dotyczy samych drobiazgów tylko całego języka czyniąc go często zupełnie niezrozumiałym dla Francuza jak i mnie obcokrajowca.

Mieszkańcy Québec dzielą się na tak zwanych francuskojęzycznych i anglojęzycznych.

Ci pierwsi posługują się językiem francuskim na co dzień, choć kiedy jest potrzeba potrafią rozmawiać w języku angielskim swobodnie. Historycznie czują się związani z pierwszymi mieszkańcami z Europy natomiast stylem życia nie różnią się od reszty społeczności multikulturowej Ameryki Północnej. Mieszkańcy anglojęzyczni posługują angielskim jako ich pierwszym i podstawowym językiem, władając również francuskim, ale często z błędami w wymowie lub stylistycznymi, co często jest stymulantem do na wpół serio kąśliwych uwag ze strony francuskojęzycznego towarzystwa w celu poprawy.

Francuski z Montrealu jest w miarę prosty do zrozumienia. Sytuacja pogarsza się wraz z ilością pokonanych kilometrów w głąb regionu na północ, gdzie liczba dialektów i akcent powoduje automatyczne przejście na standardowy angielski będące wynikiem niezrozumienia ani jednego słowa w prostej konwersacji o kawę na stacji benzynowej.

Różnice językowe jak i kulturowe wyzwalają mocny element separatystyczny. Systematycznie, organizowane są referenda o kontynuowaniu przynależności do Kanady, ale przyparty do muru Quebejczyk odpowie, że od Kanady odłączyć się nie chce, ponieważ zdaje sobie sprawę, że ekonomicznie nie byłaby to dla niego najlepsza opcja.

Dla zwykłego turysty te ukryte pod powierzchnią demokratycznego i wielorasowego państwa animozje społeczne są praktycznie niezauważalne, ale czasem ciekawe jest zagłębić się w tematy które akurat kręcą danym społeczeństwem jak ten właśnie o odrębności kulturowo – językowej francuskiego regionu Kanady. Jest to zwłaszcza przydatne w porównaniach z własnym krajem zamieszkania, gdzie o dziwo panorama społeczno – polityczna często jest bardzo podobna jak nie identyczna do tej którą akurat poznajemy w podróży.

Tak czy inaczej Québec pełny jest szacunku i tolerancji.

Zamieszkuje tu wiele ras ludzi i wiele różnych kultur, które we wspólnym porozumieniu tworzą przemiły kraj do odkrycia. Kanada jest jednym z niewielu państw na świecie, gdzie czuję się ‘’dobrze’’ przebywając. Oznacza to dla mnie swobodę w poruszaniu się, myśleniu, bezpieczeństwo i uprzejmość ludzi napotykanych po drodze.